Kolejny miejscem, które nawiedziliśmy w Bawarii była herbaciarnia w Kehlsteinie zwana też Orlim Gniazdem. Budynek herbaciarni został przekazany Hitlerowi z okazji jego 50 urodzin (do celów reprezentacyjnych). Ze szczytu można podziwiać cudowne alpejskie krajobrazy.
Swoją drogą, Hitler popijając herbatkę na tarasie i spoglądając z góry na świat mógł na prawdę uwierzyć że jest wielki i niepokonany...;-)
Z Obersalzberga- Hintereck do parkingu Kehlstein turystów dowożą autobusy wyposażone w specjalne silniki oraz system hamulcowy. Droga jest wąska niebywale stroma i jak to alpejska- wije się jak serpentyna. Już sam wjazd do przystanku Hintereck doprowadził naszą biedną Cytrynę do wycia silnika na pierwszym biegu (na dwójce niestety nie byliśmy w stanie pokonać tych stromizm). Zjazd natomiast doprowadził naszą biedną Cytrynę do palenia opon (prawie cały czas musiała bidulka jechać na hamulcu) i totalnego zasmrodzenia wnętrza spalenizną ;-).
Już z okien autobusu można podziwiać niesamowite widoki.
Po przybyciu na parking Kehlstein by dotrzeć do herbaciarni można użyć "złotej" windy lub- dla miłośników chodzenia po górach- pokonać 124- metrowe wzniesienie pieszo. My oczywiście wybraliśmy "złotą" windę. Zdjęć z wnętrza windy niestety nie posiadam, ponieważ oczywiście zakaz fotografowania, musicie więc uwierzyć na słowo (chyba, że ktoś był i widział) winda wewnątrz rzeczywiście posiada ściany z materiału przypominającego drogocenny kruszec.
Do windy prowadzi długi tunel wyłożony surowym marmurem. Wejście do tunelu wygląda tak:
Winda wwiozła nas wprost do herbaciarni. A tam...widoki przecudne. Oczywiście mój aparat absolutnie nie jest w stanie pokazać tego co widzieliśmy na prawdę. Może kiedyś w przyszłości dorobię się jakiejś fajnej lustrzanki i będę trzaskać zdjęcia takie, że ho, ho...Tymczasem muszę się jednak zadowolić tym co mam ;-).
Wąska ścieżka za herbaciarnią prowadzi do nieco wyżej położonego krzyża szczytowego.
...i już nas nie ma. Mieliśmy w planie jeszcze rejs po jeziorze Konigsee. Niestety obeszliśmy się smakiem. Gdy dotarliśmy do portu okazało się, że jesteśmy za późno (choć było raptem około 17:00) i rejsów już nie ma :-(.
Zadowoliliśmy się spacerem po porcie, obiadkiem w knajpce i lodami z budki. Opuściliśmy miasteczko w pośpiechu uciekając przed deszczem.
Reszta dnia to powolny spacerek po mieście i wcześniejszy powrót do hotelu w Inzell. Następnego dnia opuszczaliśmy urokliwą Bawarię i podążaliśmy do Polski.
Pozostała jeszcze opowieść o Amsterdamie- ale o tym innym razem.
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz