Mama Miśka została przeszkolona ;-) w pełnym zakresie. Potrafi pokonać drogę do i ze szkoły i się nie zgubi, została przedstawiona nauczycielce i nie zostanie potraktowana jako potencjalna kidnaperka, wie jak włączyć zmywarkę i gdzie włożyć kostkę myjącą, umie uruchomić pralkę, potrafi otworzyć bramkę i drzwi na klatkę, wie gdzie wynieść śmieci i że aby dostać się do windy z garażu musi pamiętać o czipie, wie jak grać w Cash Machine i Guess Who ;-). Tak więc babcia w ciągu dwutygodniowego pobytu została gruntownie przeszkolona i...pojechała do domu bo okazało się, że operacja odbędzie się dopiero w listopadzie :-(. Wróci dwa dni przed naszym wyjazdem do Bristolu.
Cóż... mimo, że mamy świadomość, iż sytuacja zdrowotna Miśka nie zagraża jego życiu i możemy poczekać, jesteśmy zmęczeni, poddenerwowani i pełni niepewności. Czekaliśmy ponad miesiąc i nawet w tej chwili, mimo oficjalnego listu jaki otrzymaliśmy ze szpitala z wyznaczoną datą operacji, wcale nie możemy być pewni, że odbędzie się w tym właśnie terminie. Jeżeli na dzień czy dwa przed przyjęciem Miśka do szpitala zostanie przywieziony pacjent z wypadku lub w stanie zagrażającym życiu i zajmie łóżko oczekujące na Miśka, data zabiegu może zostać przesunięta :-(. Jesteśmy więc przygotowani na każdą ewentualność- również na taką, że Mama Miśka po raz drugi przyjedzie na darmo. Trzymajcie kciuki aby do takiej sytuacji nie doszło.
Kończę tymczasem ten drażliwy temat i zacznę z zupełnie innej beczki. Teraz napiszę coś w klimacie tragikomicznym ;-).
Nie miałam jeszcze okazji przedstawić czwartego członka naszej rodziny. Oficjalne imię (a właściwie imiona) Drumgowna Sprightly BoPeep, imię nadane przez nas Loulou a na co dzień wołamy na nią Lulka lub Luluś. Naszym czwartym członkiem rodziny jest kotka. Kiedy ją poznaliśmy miała 5 miesięcy. Nie mam fotografii z tamtego okresu ale mam takie (co prawda niezbyt wyraźne bo nie dość, że słabej jakości to jeszcze skanowane), gdzie była jeszcze naprawdę maleńkim kociaczkiem. Czyż nie jest słodka?
Nasza Lulka jest kotem burmskim i typowym kanapowcem. Nie jestem znawcą kotów, ale wiem (oczywiście z internetu), że jest to kot domowy. Nie ma instynktu samozachowawczego i że pozwolę sobie zacytować Wikipedię: "nie należy go przyuczać do samotnych wędrówek po okolicy, gdyż zatracił on wiele zachowań umożliwiających przeżycie w warunkach naturalnych". Lula spędza czas w domu. Czasem dostaje jakiejś głupawki i biega po mieszkaniu jak szalona z ogonem napuszonym jak u wiewiórki (ja bym pewnie też tak biegała gdybym miała zakaz wychodzenia z domu, tylko co bym sobie napuszyła ;-) Nie wspomnę również o moim ulubionym skórzanym fotelu, który służył i nadal jej służy do ostrzenia pazurków. Skórzane obicie wyglądało tak, że...pożal się Boże. Normalnie wstyd ludziom pokazać. Posługując się więc pistoletem tapicerskim (czy jak to się tam nazywa) i zakupując kilka metrów materiału doprowadziłam fotel do stanu używalności jako takiej. Co prawda kocia nadal ostrzy sobie pazurki na oparciu, ale nowe pokrowce wyglądają jeszcze całkiem całkiem, a z zakupem nowego fotela możemy jeszcze poczekać. Lulka lubi wszelkie torby, torebki, pudełka, koszyki. Tam lubi umościć sobie legowisko i drzemać godzinami. Uwielbia budzić nas w środku nocy przerażającym miałkiem. Misiek zawsze ustawia w zasięgu ręki swoje kapcie, żeby w razie czego rzucić nimi w kocię w ramach bolesnego uciszenia. Pomimo, że teoretycznie Lula jest kotem Maleństwa (prezent urodzinowy) i Maleństwo wprost za nią przepada (zwłaszcza za jej ugniataniem, mizianiem i dokuczaniem) na noc zamyka się przed kocią w swoim pokoju, bo ta potrafi w nocy pozrzucać jej zabawki lub książki z półek i to z wielkim hukiem. Szkodnik z niej okropny ale... i tak ją kochamy. Wszystkie swoje psoty rekompensuje przytuleniem, łaszeniem i mruczeniem do ucha.
Lula gotowa do podróży |
opcja 1- kotka wyskoczyła przez okno, a potem została porwana przez nieznanego sprawcę,
opcja 2- kotka wyskoczyła przez okno a potem na zewnątrz budynku i pewnie teraz błąka się po okolicy.
Trójka poszukiwaczy- Misiek, Mama Miśka i Maleństwo- wyruszyła na ratunek. Misiek z wrażenia zapomniał nawet chodzika i jakoś całkiem nieźle sobie radził bez. Wszystkie zakamarki naszego osiedla (a jest to osiedle zamknięte) łącznie z garażem, zostały przeszukane. Wszyscy napotkani po drodze ludzie zostali przesłuchani. Nie ma kota, nikt nie widział kota, kot zaginął na amen :-(.
Kolejnym pomysłem było odwiedzenie wszystkich mieszkańców budynku, okazując zdjęcie Luli. Niewiele osób otworzyło drzwi (zdarzenie miało miejsce jeszcze w godzinach pracy), a ci którzy otworzyli, kota nie widzieli.
Miłość od pierwszego wejrzenia. Z tym zdjęciem w ręku poszukiwano Lulki. |
Lulka najwyraźniej się obraziła za brak nią zainteresowania i postanowiła spłatać nam figla.
No i jak takiego psotnika nie kochać. Gdyby jej nie było życie byłoby taaaaakie nudne ;-)
Maleństwo jest wielbicielką wszystkiego co jest związane z kocią tematyką. Prawie upodobniła się do naszej Luli. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz