Translate

środa, 7 stycznia 2015

Poświąteczny misz masz :-)

Z bólem serca wczoraj schowaliśmy choinkę i dekoracje świąteczne i...już nie ma śladu po Bożym Narodzeniu. Zawsze ogarnia mnie smutek, kiedy zdejmuję z choinki bombki, składam w kartonikach choinkowe lampki,  chowam świąteczne wianki i ceramiczne Mikołajki.
Świąteczny czas minął niezwykle szybko...sama nie wiem kiedy. Miało być spokojnie i leniwie z książką w ręku. Mieliśmy spędzać czas na graniu w Monopol i chodzeniu do kina i na spacerki...

Kino udało się nam zrealizować. Byliśmy na filmie "Night in the museum 3". Jeśli się Wam podobały dwie pierwsze części i lubicie Bena Stillera- polecam. Film rodzinny, zabawny- taki na wspólne wyjście z dzieciakami. Nawet Misiek nie zasnął tym razem ;-) co zdarza mu się...zawsze, kiedy tylko zgasnął światła.

Co do książek...I owszem... zamówiłam sobie kilka i tuż przed świętami dostałam przesyłkę z PL- taki mikołajowy prezent ;-) 
Lubię książki biograficzne i taki był mój wybór. Dwie z nich są autorstwa Kamila Janickiego, a do ich lektury zachęcił mnie artykuł, na którymś z portali informacyjnych opowiadający o królowej Bonie, a oparty na fragmentach książki "Damy złotego wieku. Prawdziwe historie", a że byłam już w wirtualnym sklepie i okazało się, że za przesyłkę zapłacę tę samą kwotę bez względu na wagę, zdecydowałam się na jeszcze dwie książki- jedną tego samego autora "Pierwsze Damy II Rzeczpospolitej. Prawdziwe historie", drugą autortswa Shelley Emiling "Maria Skłodowska- Curie i jej córki".
Plan na ferie świąteczne był taki:
  • odpoczywam w domowych pieleszach, pod kocykiem, z książką w ręku, od czasu do czasu zerkając w TV,
  • gramy rodzinnie w Monopol, karty ewentualnie Guess Who,
  • przy ładnej pogodzie idziemy na spacer,
  • idziemy do kina przynajmniej 2 razy,
  • spotykamy się ze znajomymi.
Książkę fakt- rozpoczęłam czytać. Mogę polecić, aczkolwiek jestem dopiero na stronie 164... Cóż... czytam jedynie przed snem. Reszta... czeka  w kolejce.
W Monopol zagraliśmy...raz... Mikołaj przyniósł Maleństwu wersję dla nieco starszych dzieci i...można grać ze dwa dni chyba zanim gra się zakończy. Poprzednia wersja dla mniejszych dzieci była znacznie łatwiejsza i krótsza przede wszystkim- chyba po to żeby nie zanudzić małych graczy i...rodziców ;-)
Na spacer...nie wyszliśmy bo jak była ładna pogoda to my nie mogliśmy, a jak my mogliśmy to pogoda była do kitu.
W kinie byliśmy raz jak już wspomniałam wcześniej, ale dobre i to.
A znajomych gościliśmy u nas i byliśmy gośćmi u znajomych.
Miło pogawędzić przy lampce wina tudzież innego napoju wyskokowego ;-), spróbować brazylijskich bułeczek serowych prosto z pieca, albo mięska z prawdziwego jagnięcego udźca, albo pysznego ciasta z wiśniami i galaretką... mniam.

Aaa...i jeszcze występy artystyczne...
Mogliśmy wysłuchać kolęd granych przez Maleństwo...
 
Dziecię nasze może nie jest wirtuozem pianina, ale dumni z niej jesteśmy bardzo :-)

Podczas poświątecznej wizyty u zaprzyjaźnionej rodziny irlandzko- holenderskiej, mogliśmy wysłuchać koncertu skrzypcowego w wykonaniu Różyczki- przyjaciółki Maleństwa oraz "Jingle Bells" na harfie w wykonaniu Małej K. (siortry Różyczki)- początkującej przyszłej harfistki :-)
Niestety nie udokumentowałam obu tych wspaniałych występów :-)

Tata dziewczynek, który jest Irlandczykiem, gra na skrzypcach oraz na tradycyjnym irlandzkim instrumencie, który nazywa pipe, a jest to rodzaj kobzy.
Pipe jest przechowywany z pieczołowitością w drewnianym etui, zawinięty w miękki materiał. Instrument jest dość delikatny i pod wpływem wilgoci zniekształcał nieco jeden dźwięk, ale występ i tak wzbudził nasz podziw. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałam ani nie słyszałam takiego instrumentu na żywo.
 
A teraz kilka słów o cierpieniu naszych kotów i...moim ;-)
Sprzedaliśmy naszą kanapę. Co to ma wspólnego z cierpieniem? Otóż koty nie mogą znaleźć miejsca dla siebie i...ja również. Nie żal mi naszej starej kanapy- swoje przeszła i czas na nowe, ale że wygodna była- nie mogę zaprzeczyć.
Tak więc chwilowo nie mamy kanapy, a dodatkowo dzień przed świętami mój Szanowny Małżonek zwany Miśkiem połamał nasz stary wysłużony, zdrapany przez koty fotel. Pozostał jedynie podnóżek, krzesła, które na dłuższą metę nie są zbyt wygodnie i dywanik. Ja wybrałam pompowaną piłkę do ćwiczeń.  I teraz cierpię bez kanapy na piłce ;-)
A koty?...Wszędzie ich pełno: stół, szafka, komputer, półka na książki. Cóż...kanapa była w zasadzie moja i kotów.
Strażniczka książek ;-)
Więzień Alcatraz??? Nie to tylko oparcie krzesła
Brak nam jej ale to już nie długo się zmieni.;-) Zakupiliśmy nową kanapę w Ikei. Zapakowałam ją własnoręcznie do naszego auta, a później wtaszczyłam do mieszkania. Musiałam wykonać podwójny kurs, gdyż kanapa jest dość duża i zapakowana w 3 paczki. Jutro zaczynam składać. Trzymajcie kciuki, żebym sobie poradziła.

Pozdrawiam cieplutko :-*

2 komentarze:

  1. U nas po świętach pozostały choinki, które i tak jutro rozbieramy :( Święta minęły nam bardzo spokojie i tak jak zaplanowaliśmy. Koncert Maleństwa sprawił nam bardzo dużo przyjemności i tak jak Wy jesteśmy z Niej bardzo dumni. Natomiast koncert w wykonaniu Waszego przyjaciela na Pipe był ... zjawiskowy. Co do cierpienie Twojego i kotów z powodu braku kanapy to rozumiem Was bardzo dobrze. Już kiedyś przeżyłam miesiąc bez mebli...:) Ty wiesz kiedy? Ale czy po dźwiganiu nowego zakupu Twoje cierpienie nie będzie większe??? Mam nadzieję, że się nie przeciążyłaś. Trzymam kciuki za złożenie nowego mebla. Mam nadzieję, że jutro zobaczę ją w całej okazałości. Pozdrawiam i całuję Twoja Si:)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle dziękuję za komentarz kochana Sis :-) Po przeniesieniu 114 kilowej kanapy (w kilku częściach rzecz jasna)...nawet mnie w krzyżu nie łamie. Dochodzę do wniosku, że plecy mnie chyba bolą z nicnierobienia ;-) Już z kotkami umościłyśmy sobie miejsca na nowym mebelku :-), a złożenie kanapy poszło mi wyjątkowo gładko- Misiek trochę pomógł bo to dość duża kanapa. Z resztą dzisiaj nastąpi prezentacja. Pozdrowionka :-*

      Usuń