Translate

niedziela, 14 czerwca 2015

Nasze podróże. Blarney Castle czyli cud elokwencji ;-)

Kiedy tak przeglądam mój blog widzę, że w 70% to blog podróżniczy... Zawsze uważałam, że zatwardziała ze mnie domatorka, a tu taki numer :-)

Ostatnia nasza irlandzka wyprawa rozpoczęła się od Zamku Blarney w Co Cork.
Turyści ze wszystkich stron świata przyjeżdżaj do ruin tego zamku, aby zobaczyć i....ucałować legendarny kamień z Blarney.
Ucałowanie magicznego kamienia jest prastarym rytuałem zapewniającym dar elokwencji i przekonywania. No któż by nie chciał być wspaniałym oratorem, porywającym tłumy....??? ;-)
Dlatego też kolejka do kamienia jest naprawdę długa.
Kolejka turystów do Kamienia Blarney
Rzecz jasna zbyt proste byłoby takie ot sobie ucałowanie kamienia...
Maleństwo ze strachem w oczach ;-)
Widok na okolicę ze szczytu wieży.
Kamień ów to blok wapienny wmurowany w mury obronne Zamku Blarney, a ponieważ umieszczono go w murze poniżej linii blanków, osobę całującą trzeba trzymać mocno za nogi, gdy zwiesi się z galerii głową w dół (na górze na turystów oczekują specjalni Panowie Przytrzymywacze ;-)
Misiek nie dotarł na szczyt wieży ze względu na kręte wąskie schody (aby wejść na szczyt trzeba pokonać aż 127 stopni). Tak więc z Maleństwem ustawiłyśmy się w kolejce po "dar elokwencji" (choć Maleństwu absolutnie całowanie kamienia nie jest potrzebne- i tak buzia się jej nie zamyka).
Kiedy dziecię moje zobaczyło w jakiej pozycji całować kamień trzeba...definitywnie powiedziało nie (może to i dobrze ;-).
Jako jedyny przedstawiciel rodziny, zwieszona głową w dół, asekurowana przez Pana Przytrzymywacza ucałowałam magiczny kamień. Uzyskałam nawet specjalny certyfikat ze zdjęciem uwieczniającym ten historyczny ;-) moment.
Mój certyfikat z Blarney. Na zdjęciu ja we własnej osobie gotowa do ucałowania Rock of Blarney ;-)
Wczoraj Maleństwo stwierdziło, że to całe całowanie kamienia to jakaś bujda: " Bo ty mama wcale więcej ani lepiej nie mówisz"... Yyyyyyy....a już się łudziłam, że orator ze mnie na miarę Cycerona czy choćby Churchilla ;-)...

I jeszcze słów kilka o historii Blarney Castle. Aktualnie niewiele z zamku pozostało oprócz wieży mieszkalnej wzniesionej w 1446r. przez niejakiego Dermota McCarthy'ego (Króla Munster).
Okolice zamku są również świetnym miejscem spacerowym, a w ogrodach można podziwiać rzadkie rośliny, upajać się zapachem rododendronów tudzież innego wiosennego kwiecia, a gratką dla koneserów (pokroju Lukrecji Borgii ;-)  może okazać się Poison Garden ;-)
Spacerując nabrzeżem rzeki trafiliśmy do tajemniczej, mrocznej jaskini- Badgers Cave. Legenda mówi, że w ciemnościach groty można znaleźć trzy tajne przejścia: do Cork, do jeziora i do Kerry. Zajrzeliśmy do wnętrza, ale oprócz wąskiego, niskiego korytarza i pajęczych sieci nie udało nam się nic więcej dojrzeć ;-)

Ze względu na ograniczenia czasowe, nie udało się nam odwiedzić jeszcze kilku miejsc w okolicach zamku.
Zwiedzanie Blarney Castle polecam jako wypad całodzienny. My zajrzeliśmy tam po drodze.

Pozdrawiam.
















2 komentarze:

  1. Witam :-)

    Przyznam sie, ze 5 lat w Cork mieszkalam i w Blarney bylam chyba z 10 razy :p ale kamienia nigdy nie pocalowalam :p :p :p

    Alez wy wiercipiety jestescie.. na miejscu usiedziec nie mozecie? ;-) Fajnie, ze duzo zwiedzacie i ze dzielisz sie ze swiatem tymi przezyciami :-) Bardzo lubie czytac Twoje opisy i zdjecia ogladac tez :-)

    Pozdrawiam cieplo :-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uwierzysz Agatko, ale ja z natury domatorką jestem ;-) Serio. Najlepiej czuję się w domu. Ale miło jest czasami z domu wyruszyć, żeby przekonać się jak to cudownie do niego wrócić :-). To mój Misiek zaraził mnie bakcylem podróżniczym.

      A tak nawiasem mówiąc to piknie macie w tym Corku :-)

      Pozdrowionka :-)

      Usuń