Translate

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Grudniowy czas...

I już grudzień...

Czas pędzi... Dokąd mu się tak spieszy???

W sobotę gościliśmy Mikołaja, który nocną porą, grzecznym dzieciom- a Maleństwo bez wątpienia grzecznym dzieckiem jest- wrzucił do skarpety kilka sympatycznych drobiazgów oraz trochę słodkości. Ja chyba grzeczna nie byłam bo mi nic nie wrzucił :-( Pewnie mnie zna i wie, że jestem na wiecznej diecie...;-)    
6 grudnia rozkładamy naszą choinkę i dekorujemy mieszkanie świątecznymi ozdobami. Może nasza choinka nie jest za piękna- drzewko plastikowe i dość wątłe ;-)- ale parafrazując klasyka: Jest to choinka na miarę naszych możliwości. Mówimy- to jest nasza choinka, przez nas udekorowana i to nie jest nasze ostatnie słowo!!! ;-))))

Maleństwo od rana było tak podekscytowane, że aż piszczało- bo po pierwsze: pełna skarpeta, a po drugie...choinka!!!

Sama pamiętam jak wielkim wydarzeniem w moim rodzinnym domu było "ubieranie" choinki. Pamiętam takie tajne miejsce w suficie szafki wnękowej (zwanej składówką), w którym trzymaliśmy świąteczne ozdoby i sztuczną choinkę. Bombki nie były plastikowe, ale szklane. Trzeba się było z nimi bardzo delikatnie obchodzić, ale co roku jedna albo kilka nawet się stłukło. Nie wyrzucaliśmy ich. Po dokładnym ich rozkruszeniu powstawał "gwiezdny pył", którym można było przyozdobić rysunki, albo koronę królowej na bal przebierańców w szkole, albo zamienić zwykłą wydmuszkę jajka w oryginalną ozdobę.  Czysta magia...;-)
Najbardziej lubiłam bombki-figurki. To był taki PRL-owski produkt- niezbyt piękne, dość prymitywne, zbudowane z plastikowych srebrnych kulek i drucików, ale uwielbiałam je. Była wśród nich baletnica i klaun i moja ulubiona małpka na huśtawce.
Nasza choinka z mojego dzieciństwa miała na gałązkach śnieg z waty, łańcuchy- zarówno te srebrne, zakupione w sklepie jak i takie z bibułki i kolorowych wycinanek, które zrobiliśmy sami-  i duuuuużo włosa anielskiego. Ach...wspomnienia...

Nasza "dzisiejsza" choinka jest kolorowa.
Maleństwo pomagało mi rozplątywać lampki i wieszać ozdoby. Widzę, że najbardziej lubi złotą baletnicę...
Pani baletnica we własnej osobie.
...ja zaś niezmiennie pozostaję wierna aniołom...
W sklepie EuroGiant za całe € 3 nabyłam niewielką drewnianą szopkę, pokrytą mchem, z ładnymi ceramicznymi figurkami... Tak się prezentuje na naszym regale.
...i jeszcze świąteczny lampionik- prezent mikołajkowy od Miśka. Co prawda zakupił ów uroczy lampionik z wielkimi oporami, gdyż nie wiedzieć czemu skojarzył mu się ze zniczem nagrobnym...Hmmm...No comment.
W pokoiku Maleństwa zwykle ustawialiśmy maleńką choinkę na parapecie. W tym roku również w EuroGiancie wpadła mi w ręce choinka wisząca. Pomyślałam sobie, że to niezły pomysł- ze względu na nasze szalone koty wisząca choinka byłaby znacznie bezpieczniejsza.

A tak się choinka prezentuje...
Choinka w fotografii otworkowej
Choinka w fotografii zwykłej
 I jeszcze kilka świątecznych akcentów z naszego mieszkanka :-)
Czujecie zbliżające się święta???...Ja zdecydowanie tak...

Pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. No tak, czas rzeczywiście pędzi jak szalony i ja razem z nim...poprostu wir. U nas jeszcze nie ubieraliśmy choinki "na naszą miarę" ale to już niedługo nastąpi. Dzięki Twojemu wpisowi przypomniało mi się nasze dziecięce ubieranie choinki w naszym domu, ten nastrój, zapachy i to czekanie... Mam nadzieję, że i ja poczuję święta. Twoje aniołki i lampionki są cudne. A grzecznemu maleństwu gratuluję.... Całuję, Twoja Sis)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A myślałam, że już nie napiszesz :-) na szczęście się pomyliłam. Miło tak powspominać dawne czasy z łezką w oku nawet...
      Wiem jaka jesteś zabiegana, ale już niebawem te kilka świątecznych dni pozwoli Ci złapać oddech- taką mam nadzieję, choć znając Ciebie i tak w miejscu nie usiedzisz ;-). Pozdrawiam Cię gorąco Sisterko :-*

      Usuń