Translate

piątek, 4 września 2015

Przystanek Moguncja.

Nie jestem zwolenniczką jazdy "na łeb na szyję". Nie lubię też prowadzić po zmierzchu- dlatego nasze podróże trwają zwykle nieco dłużej.
Cenię sobie odpoczynek w łóżku i poranny prysznic, a nie nocną jazdę z oczami "na zapałkach".
Zwykle jeden dzień zajmuje nam: promowanie Dublin-Holyhead + rajd Holyhead- Folekstone + Eurotunel Folekstone- Calais. W tym roku z powodu protestu kierowców TIR-ów, których  Brytyjczycy karali wysokimi grzywnami za przewóz przez Kanał La Manche uchodźców z Afryki (rzecz jasna kierowcy byli nieświadomi faktu posiadania na pace pasażerów na gape) w Calais byliśmy po północy. Kilka godzin snu... I już przed 6:00 wstałam jak nowonarodzona :-) Postanowiliśmy, że wyruszymy w dalszą podróż nie później niż o 8:00 i o dziwo...udało nam się.

Jakieś 500 km od Calais w niemieckiej Moguncji (lub jeśli ktoś woli Mainz) mieszka niezwykła osoba.
Wiele miesięcy pisałyśmy do siebie na facebook'u, aż w końcu stało się i mogłyśmy spotkać się oko w oko i... jakbyśmy się znały od lat. Bratnia dusza...Tak nam się miło rozmawiało, że zrezygnowaliśmy ze zwiedzania miasta na rzecz wieczornych rozmów Polaków :-)
Sylvia- tak ma na imię ta niesamowita osoba-  jest koleżanką Miśka z czasów studenckich i podobnie jak nas- ją również losy rzuciły z dala od Polski.
Skorzystaliśmy z zaproszenia Sylvii i kolejną noc spędziliśmy w jej mieszkaniu. Osobiście nie jestem zwolenniczką zwalania się ludziom na głowę i optowałam za wynajęciem hotelu, ale z drugiej strony cieszę się niesamowicie, że mogłam Sylvię i jej rodzinę poznać osobiście i spędzić z nimi te kilkanaście godzin.
Nasze dzieciaki natychmiast się polubiły i cały wieczór świetnie się ze sobą bawiły, podczas gdy my nie mogliśmy się nagadać.
Rano z Sylvią oraz jej średnią latoroślą Sofiją w roli przewodniczek, postanowiliśmy choć odrobinę zwiedzić Moguncję. Niewiele nam czasu zostało. Według naszego planu musielibyśmy wyruszyć w drogę nie później niż o 14:00, aby dotrzeć do rodzinnej miejscowości Miśka o przyzwoitej porze (czytaj przed północą).

Ach...zapomniałabym... Małżonek Sylvii rano uratował nam życie, pomagając uruchomić nasz wehikuł z rozładowanym akumulatorem. A kto był winowajcą tej niepotrzebnej i stresującej sytuacji? Nie kto inny a...ja...we własnej osobie.
Otóż w jednym ze znanych dyskontów zakupiłam lodówkę samochodową, ładowaną elektrycznie. Odradzam z całego serca zakup tego urządzenia. Po pierwsze chłodzi minimalnie (a nawet jeszcze mniej bo czekolada po pozostawieniu auta na parkingu z włączoną lodówką przeistoczyła się... w gorącą czekoladę do picia), a po drugie zużywa tak dużo energii, że po kilku godzinach rozładowuje dokumentnie każdy akumulator nawet nowy jak nasz.
Przyznaję się bez bicia- to ja  zupełnie świadomie zostawiłam na noc włączoną lodówkę w samochodzie... Po prostu nie chciało mi się taszczyć jeszcze jednej torby w tę i z powrotem :-D

Ale do rzeczy... Sylvia i Sofija okazały się świetnymi przewodniczkami. W ciągu tych kilku godzin jakie pozostały do wyjazdu pokazały nam to co najważniejsze i  najpiękniejsze w Moguncji. Czasu starczyło również na odwiedzenie włoskiej lodziarni, chłodzenie się w fontannie i zjedzenie pysznego obiadku w orientalnej knajpce,
 Nad centrum miasta góruje katedra pod wezwaniem Św. Marcina i Stefana (Der Hohe Dom zu Mainz) z XI wieku.
Przed katedrą monument  Św. Bonifacego- Apostoła Niemców
Stare miasto (Alstadt) to idealne miejsce na spacery- chyba, że temperature przekracza 30 st.C.
Stare kamieniczki z licznymi zdobieniami cieszą oko.

Moguncja to miasto Gutenberga- ojca druku,. Tutaj się urodził, żył i tutaj pracował nad tym ważnym dla ludzkości wynalazkiem. Nie omieszkaliśmy zajrzeć do jego muzeum (Haus Zum Romischen Kaiser). A w muzeum...zakaz fotografowania- więc pozostały jedynie wspomnienia :-(
Johanes Gutenberg w całej okazałości. Pomnik w centrum miasta.
W kościele świętego Szczepana (Sankt Stephankirche). Można podziwiać przepiękne witraże w kolorze nieba, autorstwa Marca Chagalla.
Wybrałam kilka zdjęć, które odzwierciedlają ten niezwykły koloryt. Za sprawą tych kolorowych szkiełek, połączonych ze sobą ołowiem, świątynię wewnątrz wypełnia błękitna poświata. 

A tak co niektórzy członkowie naszej ekipy próbowali się ochłodzić ;-) Pozostałym wystarczyła solidna porcja włoskich lodów.

Pamiątkowe zdjęcie z katedrą w tle.
My w obiektywie Sylvii.


Sylvio! Dziękujem za czas, który mieliśmy zaszczyt spędzić z Tobą i Twoją Rodziną. Dziękujemy za Waszą gościnność i życzliwość. Jesteście wpaniali!
Dziękujemy Sylvio!!!
Pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Moja kochana Sis:)* Nareszcie mogę odbyć z Wami tegoroczną podróż wakacyjną. Moguncja bardzo mi się podoba, oczywoście ze zdjęć bo tylko tak mogłam ją zwiedzić, nie mówiąc już o "przygodach" z lodówką i akumulatorem czego dalszy ciąg wiązał się z czujnikami parkowania. A lato było piękne tego roku i rzeczywiście pomijając małe incydenty wakacje były bardzo udane. Całuję Cię Twoja Sis:))))*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jak zwykle niezawodna :-). Dziękuję Sis!!! Już pracuję nad kolejnym postem ze wspólnymi wspomnieniami. :-D. Gorąco pozdrawiam :-*

      Usuń