Translate

piątek, 30 sierpnia 2013

Migawki z Bawarii cz.III

Wczoraj zaczęła się szkoła. Tak więc wracamy do rutyny... Z jednej strony lubię tę rutynę z drugiej- czasami mam jej serdecznie dość... Na razie żyję jeszcze odrobinę wspomnieniami z wakacji.
Kolejny miejscem, które nawiedziliśmy w Bawarii była herbaciarnia w Kehlsteinie zwana też  Orlim Gniazdem. Budynek herbaciarni został przekazany Hitlerowi z okazji jego 50 urodzin (do celów reprezentacyjnych). Ze szczytu można podziwiać cudowne alpejskie krajobrazy.
Swoją drogą, Hitler popijając herbatkę na tarasie i spoglądając z góry na świat mógł na prawdę uwierzyć że jest wielki i niepokonany...;-)
Z Obersalzberga- Hintereck do parkingu Kehlstein turystów dowożą autobusy wyposażone w specjalne silniki oraz system hamulcowy. Droga jest wąska niebywale stroma i jak to alpejska- wije się jak serpentyna. Już sam wjazd do przystanku Hintereck doprowadził naszą biedną Cytrynę do wycia silnika na pierwszym biegu (na dwójce niestety nie byliśmy w stanie pokonać tych stromizm). Zjazd natomiast doprowadził naszą biedną Cytrynę do  palenia opon (prawie cały czas musiała bidulka jechać na hamulcu) i totalnego zasmrodzenia wnętrza spalenizną ;-).
Już z okien autobusu można podziwiać niesamowite widoki.

Po przybyciu na parking Kehlstein by dotrzeć do herbaciarni można użyć "złotej" windy lub- dla miłośników chodzenia po górach- pokonać 124- metrowe wzniesienie pieszo. My oczywiście wybraliśmy "złotą" windę. Zdjęć z wnętrza windy niestety nie posiadam, ponieważ oczywiście zakaz fotografowania, musicie więc uwierzyć na słowo (chyba, że ktoś był i widział) winda wewnątrz rzeczywiście posiada ściany z materiału przypominającego drogocenny kruszec.
Do windy prowadzi długi tunel wyłożony surowym marmurem. Wejście do tunelu wygląda tak:

Winda wwiozła nas wprost do herbaciarni. A tam...widoki przecudne. Oczywiście mój aparat absolutnie nie jest w stanie pokazać tego co widzieliśmy na prawdę. Może kiedyś w przyszłości dorobię się jakiejś fajnej lustrzanki i będę trzaskać zdjęcia takie, że ho, ho...Tymczasem muszę się jednak zadowolić tym co mam ;-).

Wąska ścieżka za herbaciarnią prowadzi do nieco wyżej położonego krzyża szczytowego.

 Jeszcze ostatni rzut oka na herbaciarnię...

  ...i już nas nie ma. Mieliśmy w planie jeszcze rejs po jeziorze Konigsee. Niestety obeszliśmy się smakiem. Gdy dotarliśmy do portu okazało się, że jesteśmy za późno (choć było raptem około 17:00) i rejsów już nie ma :-(.
Zadowoliliśmy się spacerem po porcie, obiadkiem w knajpce i lodami z budki. Opuściliśmy miasteczko w pośpiechu uciekając przed deszczem.



Ostatni dzień spędziliśmy w Salzburgu- austriackim już mieście tuż za górką, widoczną z okna naszego hotelu ;-). Oczywiście niełatwo było pokonać tę górkę i trochę czasu nam to zajęło, ale opłacało się. Miasto cudne... Polecam. Oczywiście słynie z tego, że urodził się w nim Mozart i jak najbardziej dom Mozarta odwiedziliśmy.

Większą część czasu spędziliśmy zadowalając nasze dziecię, które w podróży na prawdę jest bardzo grzeczne, cierpliwe i prawie zawsze zadowolone. Zwiedziliśmy więc Muzeum Historii Naturalnej. Taka nagroda ;-). A dziecko szczęśliwe było niezmiernie. Z resztą my też bawiliśmy się jak dzieci.



Reszta dnia to powolny spacerek po mieście i wcześniejszy powrót do hotelu w Inzell. Następnego dnia opuszczaliśmy urokliwą Bawarię i podążaliśmy do Polski.


Pozostała jeszcze opowieść o Amsterdamie- ale o tym innym razem.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz