Translate

czwartek, 18 września 2014

Wakacyjny pamiętnik. Rodzina ach rodzina...

 Coroczne nasze wyprawy wiodą przez pół Europy. Bywamy, zwiedzamy, przemierzamy... Cieszy nas poznawanie nowych miejsc... Zachwycamy się krajobrazami... Jednakże wszystko to okazuje się mało ważne w świetle spotkania... z naszymi bliskimi, którzy tęsknią... za którymi my tęskinimy i z którymi mamy okazję raz w roku przez te kilkanaście dni spędzić cudowny czas. Rozmawiamy, biesiadujemy, jeździmy na wycieczki...Chociaż raz w roku mamy okazję być  naprawdę blisko. I to spotkanie z naszymi bliskimi jest celem naszej podróży, a zwiedzanie i zachwycanie się Rzymem czy Hallstattem {że o Berlinie nie wspomnę ;-)} jest tylko atrakcyjnym dodatkiem.
To prawda, że świat obecnie- dzięki dostępnym  mediom czy środkom transportu- stał się globalną wioską, że mam możliwość w każdej chwili zobaczyć moich rodziców czy siostrę poprzez Skype na przykład, zadzwonić czy przesłać sms-a, ale to nie to samo co być obok, chwycić za rękę czy przytulić się do mamy :-)... Tak... Mimo to, że dawno przestałam być małą dziewczynką lubię się do mamy przytulić. A co...na przytulanie nie ma limitu wiekowego :-)

Pierwszy etap naszego pobytu w Polsce spędziliśmy w Krapkowicach na Dolnym Śląsku  z rodziną Miśka. Grillowaliśmy spotykaliśmy się z Miśka kuzynami, których...jest trochę, a wszyscy niemalże w tym samym wieku (plus/minus 5 lat), biesiadowaliśmy, spędzaliśmy czas na działce i w ogrodzie, byliśmy na miejscowym basenie (szumnie nazwanym aquaparkiem), na plaży w Turawie pod Opolem i odbyliśmy krótki rejs po Odrze. A upały towarzyszyły nam iście afrykańskie :-)

Niewiele wiem o Krapkowicach. Nie ukrywam, że zanim poznałam Miśka nie miałam pojęcia, że takie miasteczko istnieje:-) W necie znalazłam informacje, iż historia miasta sięga XIII wieku. Nazwa pochodzi prawdopodobnie od nazwiska Chrapek- dlatego też wcześniej nosiło nazwę Chrapkowice. Nazwa ewaluowała począwszy od Crapicz poprzez Crapkowitz i Krappitz by wreszcie pozostać przy Krapkowicach. Ze względu na położenie- zbiegające się zewsząd drogi oraz rzeka- Krapkowice były ważnym ośrodkiem handlowym. W starożytności przebiegał tędy szlak bursztynowy, łączący Cesarstwo Rzymskie z Morzem Bałtyckim.
W średniowieczu miasto otaczały mury obronne z czterema bramami. Istniał już również kościół i parafia. Prawa miejskie na prawie magdeburskim miasto uzyskało już w 1275r.z rąk księcia opolskiego Władysława.
Miasto kilkakrotnie zmieniało przynależność polityczną i administracyjną. Podlegało zwierzchnictwu czeskiemu, było pod władzą Habsburgów. W XVI wieku cesarz Ferdynand Habsburg oddał Krapkowice w dzierżawę Joachimowi Buchcie z Otmętu (obecnie dzielnica Krapkowic), a  potem sprzedał hrabiemu Hansowi Joachimowi Von Redern i to ród Redernów doprowadził do rozbudowy miasta.
Krapkowice leżąc nad Odrą wielokrotnie były i nadal są narażone na powodzie. Wielkie szkody miasto poniosło podczas wielkiej powodzi w 1997r.
Co jeszcze mogę napisać o Krapkowicach???....To rodzinne miasto Miśka i wiem, że lubi tu wracać ;-)

Nie posiadam w swoich zbiorach zdjęć przedstawiających Krapkowice i okolice, posłuże się więc kilkoma, które znalazłam w necie.

Rynek w Krapkowicach. Źródło tutaj klik
Fontanny na rynku w Krapkowicach. Źródło tutaj klik
Plaża w Turawie (to miejsce jest oddalone od Krapkowic około 50 km, ale odwiedziliśmy je również podczas pobytu w Krapkowicach). Źródło tutaj klik
Most na Odrze. Źródło tutaj klik
Rejs po Odrze. Źródło- moje własne, własnoręcznie wykonane ;-)
Mimo miło spędzonego czasu w Krapkowicach nie ukrywam, że nie mogłam się doczekać spotkania z moją rodzinką.
Przemierzyliśmy Polskę  600 km "po przekątnej" i już po... 12 godzinach jazdy (niestety w Polsce wschodniej autostrady, a nawet drogi szybkiego ruchu nie uraczysz ) znaleźliśmy się w moim mieście rodzinnym, którym jest Augustów (tak... tak..to ten  Augustów od" Beaty z Albatrosa" i "Augustowskich nocy).
I w końcu mogłam się do mamy przytulić ;-)

Czas w Augustowie spędzaliśmy błogo i leniwie. Chadzaliśmy na spacery nad Kanał Augustowski i nad jezioro Necko, kąpaliśmy się na plaży miejskiej (Maleństwo zachwycone oczywiście) i na basenie, byliśmy w kinie na "Planecie Małp" 3D (polecam), jeździliśmy na krótkie wycieczki i w odwiedziny do rodziny. Kiedy słońce już zachodziło i upał stawał się możliwy do zniesienia, wylegaliśmy na balkon i rozmawialiśmy...To lubię :-)

Czy byliście kiedykolwiek w Augustowie?
Nie przemawia przeze mnie lokalny patriotyzm lecz mówię z pełnym obiektywizmem: Augustów ładnym miastem jest :-) i powinniście je odwiedzić. Ja najbardziej lubię jesień w Augustowie, ale wiem, że Augustów jest najbardziej atrakcyjny latem właśnie.
W ciągu ostatnich 10 lat Augustów bardzo się zmienił, rozwinął, rozbudował, wyremontował. Niektórych miejsc wprost nie rozpoznaję...
I zdjęć miasta Augustowa również nie posiadam w swoich zbiorach :-( Jakoś nigdy nie było okazji...
Rynek Zygmunta Augusta. Źródło tutaj klik
Fontanna. Rynek Zygmunta Augusta. Źródło tutaj klik
 Augustów leży nad rzeką Nettą i otoczony jest 7 jeziorami. Największe z nich to Necko, Białe, Sajno, Studzieniczne. Przez Augustów przypływa również najkrótsza (wpisana do księgi rekordów Guinessa) rzeka świata- Klonownica. Przyznam się, że wiele razy przepływałam tą "rzeką" kajakiem z jeziora Białego do Necka i zawsze sądziłam, że to taki...łącznik między jeziorami ;-).

Najważniejszym zabytkiem jest niewątpliwie Kanał Augustowski wybudowany w XIXw., a łączący dorzecza Wisły i Niemna.

W XIII wieku  tereny dzisiejszego Augustowa zamieszkiwali Jaćwingowie, którzy w 1283r. zostali ostatecznie pokonani przez Krzyżaków. Po upadku Jaćwieży tereny te były zupełnie wyludnione i dopiero  od 1422r. zaczęła się ponowna kolonizacja.
Legenda mówi, że Augustów był miejscem schadzek Króla Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłóną i podobno, aby upamiętnić te wydarzenia, postanowił on założyć tu miasto.
Augustów został założony w 1555r., a prawa miejskie otrzymał dwa lata później.
Kolumna Zygmuna Augusta w Parku w centrum Augustowa. Źródło tutaj klik
Restauracja Albatros w której "podmiot liryczny" spotkał 7 dziewcząt w tym słynną Beatę (tyś jedyna). Źródło tutaj klik

A powyżej piosneczka o Beacie k woli przypomnienia ;-)

Podczas potopu szwedzkiego Augustów został spalony przez Tatarów.
W 1795r. miasto zajęli Prusacy, a w latach 1807 i 1812 wojska napoleońskie. Podobno sam Napoleon Bonaparte zaszczycił Augustów swoją obecnością i nawet spędził tu jedną noc w drodze do Rosji. Budynek, w którym nocował nadal istnieje i  jest najstarszym zachowanym budynkiem w mieście.
W okolicach Augustowa  toczyły się walki podczas powstań zarówno listopadowego jak i styczniowego.
W 1899r. w związku z budową koszar carskich Augustów uzyskał połączenie kolejowe. Z tego okresu pochodzi wciąż istniejący stylowy dworzec, który niestety z roku na rok niszczeje coraz bardziej. Wielka szkoda :-(
Dworzec kolejowy. Źródło tutaj klik
Duże zniszczenia w mieście spowodowały dwie wojny światowe. W 1945r. Armia Czerwona i NKWD wspólnie z UB przeprowadziły tzw. obławę augustowską w celu wyłapania żołnierzy podziemia.

Od 1993 r. miasto posiada status uzdrowiska.
Plaża miejska. Zdjęcie moje.

Łabędzie na jeziorze Białym.
Misiek na śludzie w Paniewie- kawałek kanału augustowskiegi. Oba zdjęcia były zrobione 8 lat temu (wygrzebane gdzieś z zapomnianych zakątków laptopa)
Aha...Zapomniałabym zupełnie. W tym roku Augustów wygrał plebiscyt  Milki na najmilsze miasto w Polsce :-). Czy jest najmilsze rzeczywiście?  Może warto sprawdzić :-).
Będąc w Augustowie wybraliśmy się również na wycieczkę po Białostoczczyźnie. Odwiedziliśmy miejscowość Kruszyniany- wieś tatarską, którą  Jan III Sobieski ofiarował tatarom, walczącym po stronie polskiej, w wojnie przeciwko Turkom. W Kruszynianach osiadło 45 rodzin tatarskich.
Aktualnie w miejscowości pozostała ich garstka. Jeden z nich to Pan Dżamil Gembicki, który jest przewodnikiem po meczecie w Kruszynianach. Jego opowieści przeplatanej legendami, dowcipami i interesującymi informacjami, dotyczącymi obyczajów i historii, słucha się z wielką przyjemnością. Więcej o Kruszynianach można znaleźć tutaj klik.

Drewniany meczet w Kruszynianach jest najstarszym meczetem tatarskim w Polsce i został zbudowany w XVIII wieku.
Meczet w Kruszynianach. Ujęcie z tej strony nie jest akurat zbyt efektowne, ale nie wiedzieć czemu tylko takie zrobiłam.
Wnętrze meczetu i Pan Dżamil snujący swoją ciekawą opowieść

Na dwóch zdjęciach powyżej cmentarz muzułmański (mizar) w Kruszynianach.
 Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć o pysznym tatarskim obiadku (i nalewce firmowej ;-) jaki zaserwowano nam w Zajeździe na Końcu Świata w Kruszynianach. Polecam to miejsce ze względu na klimat w nim panujący i na pyszne jedzonko. Więcej o Zajeździe tutaj klik i tutaj klik.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w urokliwym arboretum  w Kopnej Górze niedaleko Supraśla. Można tu odnaleźć około 500 gatunków i odmian drzew i krzewów.
Chwila odpoczynku na ławeczce w cieniu drzewa. Ha ha ha a to wcale nie ja głowę złożyłam na ramieniu męża mego ;-) Pozdrawiam Cię Sis :-*
...a tutaj ja tulę się z moją kochaną siostrzenicą :-*
Przed wejściem do arboretum znajduje się pomnik poświęcony Powstańcom Listopadowym. W 2010r. odkryto tu zbiorową mogiłę powstańców poległych w 1831r., przeprowadzono ich ekshumację i utworzono niewielkie mauzoleum.
Pomnik i mauzoleum Powstańców Listopadowych w Kopnej Górze
Monaster Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Supraślu.
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przed Monasterem Najświętszej Marii Panny w Supraślu. Prawdę mówiąc mieliśmy w planie jego zwiedzenie, ale niestety w soboty udostępniany jest zwiedzającym tylko do 16:00- my dotarliśmy tam kilka minut po :-(. Pozostało tylko pstryknięcie fotki z zewnątrz...i w drogę.

Czas z naszymi rodzinami upłynął jak z bicza strzelił i nawet nie zauważyliśmy kiedy przyszła chwila pożegnania. I smutno się zrobiło... I płakaliśmy i się przytulaliśmy...I trudno było się rozstać.

Do zobaczenia za rok (na Skype w każdej chwili of course ;-).

Pozdrawiam.
 


9 komentarzy:

  1. Hej! Opowieść o przybyciu do rodziny wprowadziła mnie nastrój nostalgii a mamie łza się w oku zakręciła. Opowieść iście piękna i niesamowite wspomnienia po pobycie zostały. Fotografie z wycieczek ożywiły wspomnienia i wprawiły w dobry nastrój (głowa na ramieniu MIśka):) Już za rok musimy to powtórzyć!!! Całuję i do zobaczenia.... Sis:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam Moja Droga Sis, że już zaprzestałaś czytać mojego bloga, ale na szczęście się pomyliłam;-) My również jeszcze wciąż wspominamy nasze wspólne wakacje. To był naprawdę cudowny czas...a w przyszłym roku będzie jeszcze lepszy :-))). Pozdrawiamy gorąco :-*

      Usuń
    2. Oh kochana, jakżebym mogła zaprzestać czytania tak ciekawego blogu??? Tym bardziej, że wiąże się on z moimi... naszymi cudownymi wspomnieniami. Czekamy na jeszcze lepsze, całuski :)*

      Usuń
  2. ...nie tylko łza zakręciła mi się w oku ( po przeczytaniu wakacyjnych opowieści ), ale spłynęła po policzku... jedna i druga... Te chwile spędzone razem zawsze są wspaniałe, bo są "NASZE"... już za nimi tęsknię... ale czas nas dzieli... poczekam, bo warto... warto dla takich chwil żyć i potem mieć je w sercu i wracać do nich i znów tęsknić... Kocham te wspólne rozmowy, spacery, śpiewy i tańce... czasem i kłótnie - jak to w życiu :-)... Wszystko to przepełnione jest miłością... bo się kochamy, dzielimy radości i smutki, żyjemy dla siebie... KOCHAM WAS !!! Braciszku - Twoja siostra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu! Rozczuliłaś mnie swoim komentarzem...Dziękuję Ci za miłe słowa...
      www.youtube.com/watch?v=0SEg695ce3k

      Usuń
  3. "To te chwile są z nami
    I nigdy nie zabierze nam już ich nikt
    Nie zabierze nikt... la la la..."

    Dziękuje za te CHWILE...
    Siostra :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak :-). Muszę Cię zmartwić Olu, ale Twój brat a małżonek mój zwany Miśkiem nie czyta mojego bloga a tym samym komentarzy :-( ...Pozdrawiam

      Usuń