Translate

sobota, 13 września 2014

Wakacyjny pamiętnik. Rzymskie wakacje. Pożegnanie.

Czas w Wiecznym Mieście minął błyskawicznie... Zdecydowanie mogę stwierdzić, że na zwiedzenie Rzymu 7 dni z podróżą to za krótko...Stanowczo za krótko...Szczególnie dla nas, którzy podążamy miśkowym tempem...

Wrażenia- wspaniałe,  niedosyt- ogromny. Może jeszcze kiedyś uda nam się tam wrócić i zobaczyć to czego zobaczyć się nam nie udało tym razem...

Ostatni dzień naszego pobytu spędziliśmy lajtowo- regenerując siły przed podróżą (a około 1000 km jazdy czekało nas dnia następnego) na plaży nad Morzem Tyrreńskim w miejscowości Fiumicino (niedaleko lotniska Rzym- Fiumicino).

Morze cudownie ciepłe, powiem więcej- nieprzyzwoicie ciepłe. Wysokie fale, kojący szum, słońce, chłodząca bryza, gorący piasek a ludzi....prawie w ogóle. Tego mi było trzeba :-)
Koszt wstępu na plażę 2€ od osoby w kwocie tej również parasol i leżak czyli jak za darmo ;-) Na plaży kawiarenka ze wspaniałą włoską kawą, przekąskami i pyszną pizzą {czy mówiłam już, że uwielbiam włoską kuchnię? Jasne że mówiłam ;-)}. Uwierzycie, że zaserwowano również pizzę z ziemniakami??? Maleństwo- jako Wielki Fan Kartofla- zachwycona. Spróbowałam... O dziwo całkiem smaczna!!!
Leniwy Misiek oblegający leżak ;-)
Maleństwo w swoim żywiole czyli taplanie w wodzie i budowanie zamków z piasku
Maleństwo a la syrenka ;-)
Spędziliśmy cudowny dzień na plaży, naładowaliśmy akumulatory i dnia następnego opuściliśmy dom Gabrielli,  ze smutkiem opuściliśmy również Rzym i ruszyliśmy w kierunku granicy austriackiej.

Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w uroczym miasteczku Mantua (Mantova) w Lombardii (ale to tak po drodze, żeby zatankować paliwo- notabene najdroższe w Europie chyba- odpocząć i coś przekąsić).
Rotonda Di San Lorenzo (Rotunda Św. Wawrzyńca)
Casa del Mercante (Dom Kupca)
Stare włoskie kamieniczki z górującą  ponad Basilica di Sant 'Andrea (Bazylika Św. Andrzeja)

Terre dell'Orologio (Wieża Zegarowa)
Mantua to stare miasteczko pełne wąskich uliczek, starych kamieniczek znane z "Romea i Julii" Szekspira i opery "Rigoletto" Giuseppe Verdiego. W 2008r. została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Im bliżej Austrii tym bardziej górzysty krajobraz mogliśmy podziwiać przez okna naszego samochodu.
Przerwa dla rozprostowania nóg tuż przed granicą austriacką.
Przekraczając granicę austriacką należy pamiętać o zakupie winiety. Koszt najtańszej 10- dniowej to kwota rzędu 8,50€ czyli całkiem przyzwoicie i dodatkowo później nie ma tego całego zamieszania wokół bramek, automatów wypluwających banknoty i biegania wokół samochodu. Dodatkową opłatę ponieśliśmy jedynie za przejazd przez Przełęcz Brenner- około 10€. Podobno widoki w tej okolicy są przepiękne... My jednak nie widzieliśmy za wiele, bo po pierwsze popsuła się pogoda i zaczęło padać, a po drugie zaczęło się ściemniać. Jechaliśmy i jechaliśmy... i już wiedzieliśmy, że do bazy, w której mieliśmy zabukowany pokój dojedziemy bardzo późno. Hmmm...wypadałoby powiadomić właścicieli. Ale jak to zrobić skoro Pani właścicielka mówi tylko po niemiecku, a my niemieckiego ani w ząb. To znaczy ja  ani w ząb- za to Misiek jak to- nierodowity co prawda, ale zawsze Dolnoślązak dogadać się po niemiecku umie jak się okazało- czym nie ukrywam pozytywnie mnie zaskoczył :-)

Noclegi mieliśmy mieć w małej agroturystyce w miejscowości Gosau. Mimo, że nasza nawigacja doprowadziła nas niemalże pod sam budynek (krętymi alpejskimi drogami i późną nocą), nie byliśmy w stanie zlikalizować numeru budynku- bo ciemno było choć oko wykol (a właściwie dlaczego tak się mówi? ktoś wie?). Na szczęście nadjechał jakiś samochód prowadzony niewątpliwie przez tubylca... po kilku piwkach (wyraźnie wyczuć można było zapach browarku) i pokazał nam właściwy budynek, powiem więcej- zaczął dzwonić dzwonkiem do drzwi i telefonem, którego dźwięk słyszeliśmy nawet na zewnątrz, w końcu wtargnął przez otwarte drzwi- jak się okazało prowadzące do części "hotelowej" i stwierdził, że jest tam dla nas przygotowany trzyosobowy pokój. Tymczasem my znaleźliśmy na stoliku przed domem, pod popielniczką wskazówki dla nas. Taaaak...to był nasz pokój. Serdecznie podziękowaliśmy naszemu wybawcy i nie rozpakowując się padliśmy do naszych łóżek.

A następnego dnia przez okno naszego pokoju zobaczyliśmy zieloną alpejską łąkę...

Witamy w Austrii :-)

Pozdrawiam i życzę cudownego, wrześniowego weekendu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz