Wrażenia- wspaniałe, niedosyt- ogromny. Może jeszcze kiedyś uda nam się tam wrócić i zobaczyć to czego zobaczyć się nam nie udało tym razem...
Ostatni dzień naszego pobytu spędziliśmy lajtowo- regenerując siły przed podróżą (a około 1000 km jazdy czekało nas dnia następnego) na plaży nad Morzem Tyrreńskim w miejscowości Fiumicino (niedaleko lotniska Rzym- Fiumicino).
Morze cudownie ciepłe, powiem więcej- nieprzyzwoicie ciepłe. Wysokie fale, kojący szum, słońce, chłodząca bryza, gorący piasek a ludzi....prawie w ogóle. Tego mi było trzeba :-)
Leniwy Misiek oblegający leżak ;-) |
Maleństwo w swoim żywiole czyli taplanie w wodzie i budowanie zamków z piasku |
Maleństwo a la syrenka ;-) |
Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w uroczym miasteczku Mantua (Mantova) w Lombardii (ale to tak po drodze, żeby zatankować paliwo- notabene najdroższe w Europie chyba- odpocząć i coś przekąsić).
Rotonda Di San Lorenzo (Rotunda Św. Wawrzyńca) |
Casa del Mercante (Dom Kupca) |
Stare włoskie kamieniczki z górującą ponad Basilica di Sant 'Andrea (Bazylika Św. Andrzeja) |
Terre dell'Orologio (Wieża Zegarowa) |
Im bliżej Austrii tym bardziej górzysty krajobraz mogliśmy podziwiać przez okna naszego samochodu.
Przerwa dla rozprostowania nóg tuż przed granicą austriacką. |
Noclegi mieliśmy mieć w małej agroturystyce w miejscowości Gosau. Mimo, że nasza nawigacja doprowadziła nas niemalże pod sam budynek (krętymi alpejskimi drogami i późną nocą), nie byliśmy w stanie zlikalizować numeru budynku- bo ciemno było choć oko wykol (a właściwie dlaczego tak się mówi? ktoś wie?). Na szczęście nadjechał jakiś samochód prowadzony niewątpliwie przez tubylca... po kilku piwkach (wyraźnie wyczuć można było zapach browarku) i pokazał nam właściwy budynek, powiem więcej- zaczął dzwonić dzwonkiem do drzwi i telefonem, którego dźwięk słyszeliśmy nawet na zewnątrz, w końcu wtargnął przez otwarte drzwi- jak się okazało prowadzące do części "hotelowej" i stwierdził, że jest tam dla nas przygotowany trzyosobowy pokój. Tymczasem my znaleźliśmy na stoliku przed domem, pod popielniczką wskazówki dla nas. Taaaak...to był nasz pokój. Serdecznie podziękowaliśmy naszemu wybawcy i nie rozpakowując się padliśmy do naszych łóżek.
A następnego dnia przez okno naszego pokoju zobaczyliśmy zieloną alpejską łąkę...
Witamy w Austrii :-)
Pozdrawiam i życzę cudownego, wrześniowego weekendu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz