Translate

środa, 10 września 2014

Wakacyjny pamiętnik. Rzymskie wakacje. Zoomarine.

Rok szkolny się rozpoczął, a ja tradycyjnie mam problemy z powrotem do rutyny. Ciężko mi jakoś się zorganizować w realu, że nie wspomnę o blogosferze...Cóż... w związku z brakiem systematyczności (obiecuję poprawę) istnieje duże prawdopodobieństwo, że  będę Was Drodzy Czytelnicy raczyć wakacyjnymi postami do końca roku. Wybaczcie...;-)

Wracając do naszych wakacji... Jak napomknęłam w poprzednim poście {a baaaaardzo dawno temu to było ;-) }, zaplanowaliśmy wyprawę do oddalonego o 50 km od Rzymu cmentarzyska Etrusków w Cerveteri.
W poniedziałkowy poranek, zaopatrzeni w porządne buty, latarkę, ciepłe bluzy i odzież na zmianę (przewodniki mówiły o trudnym terenie podczas zwiedzanie grobowców, brodzeniu w wodzie, kurzu i ciemności) wyruszyliśmy w kierunku Cerveteri. Większość trasy pokonaliśmy autostradą {być może dlatego Misiek zdołał ujść z życiem ;-)}, jedynie krótki odcinek może 2-3 kilometrowy wiódł piaskową drogą w szczerym polu.
Tak wygląda jeden z grobowców etruskich w Cerveteri...

źródło tutaj klik
...ale nam nie dane było zobaczyć tego na własne oczy z tej prostej przyczyny, że... nekropolia w poniedziałki nie jest udostępniana zwiedzającym :-/. Krótko mówiąc ucałowaliśmy klamkę i... po krótkiej sprzeczce (czytaj małej wojnie) z Miśkiem, który odpowiedzialny był za organizację wyprawy, a nie sprawdził podstawowych danych, zmieniliśmy nasze plany.

Ze zmiany planów najbardziej zadowolone było dziecię nasze :-). W związku z tym, że w bagażniku wciąż przechowywałam stroje, tudzież inne akcesoria kąpielowe z nadzieją, że dnia pewnego wcześniej zakończymy nasze zwiedzanie i uda nam się popluskać w morzu wieczorową porą (w ciągu dnia jak dla nas było zdecydowanie za gorąco na plażowanie), zdecydowaliśmy się na odwiedzenie Zoomarine- więcej informacji tutaj klik.

Zoomarine to połączenie aquaparku na wolnym powietrzu, wesołego miasteczka i zoo. Cena nie jest zbyt wygórowana zwłaszcza, że opłata przy wejściu dotyczy wszystkich atrakcji Zoomarine, co wprowadziło mnie w niemałe zdumienie. Zwykle w takich miejscach płaci się wejścówkę, a potem dodatkowo za każdą atrakcję...

W związku z tym, że przyjechaliśmy dość późno (z powodu nieszczęsnych Etrusków) nie zdążyliśmy na pokaz delfinów :-(  Wielka szkoda bo Maleństwo uwielbia te zwierzaki. Udało nam się natomiast obejrzeć występ fok...

Foki i Maleństwo pałaszujące naleśnika z czekoladą ;-)


 ...oraz pokaz ptaków.





Niestety nie ofotografowałam należycie Zoomarine, gdyż jak to typowy wodnik ;-), większą część czasu poświęciłam na taplanie się w wodzie, ślizgi na zjeżdżalni i wodne szaleństwa z Maleństwem. Ręce miałam albo mokre, albo zajęte ;-)...Trochę szkoda...

Tutaj jeszcze kilka fotek znalezionych w necie, a odzwierciedlających rzeczywistość {nie jakieś tam wyszopowane ulotki reklamowe;-)}
Ulubiona (Maleństwa i moja) ośmiernicowa karuzela. Źródło tutaj klik

Pokaz delfinów. Źródło tutaj klik


Źródło net.


Jeden z basenów i zjeżdżalnie po których śmigałyśmy z Maleństwem ;-). Źródło net.
A tu jeszcze jedno moje pt. "Maleństwo spotyka kapitana Hook'a"
W Zoomarine po raz pierwszy spotkałam żyjące na wolności nutrie. Pamiętam, że ojciec mojej koleżanki w latach 80-tych hodował nutrie dla futerka (podobno niektórzy byli również amatorami kiełbasy z nutrii... brrrr... dyć to zwierzątko szczuropodobne). 
Maleństwo oczywiście zafascynowane każdym napotkanym zwierzem i jak zwykle próbuje je oswoić ;-)


Wizytę w Zoomarine zakończyliśmy późnym wieczorem ku rozpaczy Maleństwa, które mimo, że wodnikiem nie jest wodę uwielbia i najchętniej zostałaby tu na noc (gdyby taka możliwość była).

Stare przysłowie mów: Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mimo, że nasza wyprawa do Cerveteri okazała się kompletną klapą- może dobrze się stało. W końcu i naszemu dziecięciu (nie ukrywam, że mnie też) należała się chwila szaleństwa i wytchnienia od zwiedzania zabytków. Pozostaje mi więc tylko podziękować Miśkowi, że nie sprawdził dni i godzin otwarcia nekropolii Etrusków ;-). Zoomarine nie uwzgędnialiśmy w planach naszej podróży, więc prawdopodobnie gdyby nie  niedopatrzenie Miśka, w ogóle byśmy tam nie zawitali.

Pozdrowionka i do zobaczenia wkrótce.



3 komentarze:

  1. Hej! Kochana S:) Z ogromną przyjemnością przeczytałam Waszą kolejną przygodę, która dzięki Miśkowi nabrała kolorów i spełniła marzenia Maleństwa. Już widzę ja MorsMaleństwo buszuje w wodzie i oswaja wszystkie zwierzęta. I znów zazdroszczę Wam - oczywiście zdrową zazdrością Waszych przygód. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam DK :)*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu nie mogę wysłać komentarza???!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kochana Sis za komentarz uroczy! Nie nerwujsie (jak mawiał nasz wspólny idol Pawlak Kazimierz ;-) włączyłam moderację więc teraz komantarze mogą pojawiać się z opóźnieniem. Pozdrowionka. Buźka ;-*

      Usuń