Translate

sobota, 20 września 2014

Wakacyjny pamiętnik. Dwa dni w Berlinie. Póki co Poczdam.

Ze smutkiem pożegnaliśmy nasze rodzinne strony i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Nie łatwo jest się przebić przez PL... Trasa z Augustowa do granicy niemieckiej zajmuje zwykle około 10- 12 godzin. Dopiero za Warszawą wpada się na autostradę- swoją drogą jak na polskie warunki opłata za autostradę A2 zabójcza (za przejażd około 350 kilometrowym odcinkiem zapłaciliśmy w sumie prawie 80zł). Do Warszawy wiodą zwykłe drogi, przejeżdza się przez miasteczka, stoi w korkach, natrafia się na ruch wahadłowy bo drogę remontują, jadą TIR-y i nie dają się wyprzedzić, albo ciągnik z uczepioną grabiarką tudzież innym urządzeniem rolniczym lub komnbajn itp itd.

Zwykle nocowaliśmy przy granicy niemieckiej w Boczowie- w Motelu u Olka- niska cena, lokalizacja bardzo dobra, pokoje przyzwoite, na dole restauracja z niezłym domowym jedzeniem.
Tym razem zdecydowaliśmy się przejachać całą Polskę i... pół Niemiec i nocować w Berlinie dopiero. Dlatego też wyjechaliśmy z Augustowa około 8:30 (o dziwo Misiek tym razem się spisał i był gotowy na czas, a powszechnie wiadomo  jakie trudności ma z porannym wstawaniem). Zwykle wyruszaliśmy gdy...Misiek był gotowy- a bywał około 10:00 lub nawet 11:00 ;-)
Drogę pokonaliśmy naprawdę szybko. Nie napotkaliśmy zbyt wielu przeszkód. Była niedziala- rolnicy nie wyjechali w pola, a TIR-y, jak wiadomo, w niedziele mają zakaz poruszania się po drogach (z małymi wyjątkami). O dziwo nie napotkaliśmy również zbyt wielu remontów dróg.

W Berlinie byliśmy jeszcze przed zmrokiem. I tu znowu zachwycę się nawigacją satelitarną. Wiem, że to śmieszne bo GPS-y są powszechnie dostępne, używane i ułatwiają ludziom życie od lat wielu. My natomiast jak- Czukcze jakieś (nie obrażając Czukczów) według mało szczegółowych map się poruszaliśmy. Szczęście, że obrośniętych mchem drzew nie używaliśmy, żeby kierunki świata rozpoznawać :-)
Tak czy owak nawigacja doprowadziła nas do samego hotelu i jestem przekonana, że gdybyśmy nawigacji nie używali jeszcze dziś byśmy krążyli gdzieś w okolicach Berlina ;-)

Wynajęliśmy pokój w niewielkim hoteliku Riverside Am Tegel See, usytuowanym nad rzeką, niedaleko jeziora, na obrzeżach Berlina (więcej o hotelu tutaj klik). Za 3 noce w trzyosobowym pokoju z tarasem i widokiem na jezioro zapłaciliśmy naprawdę przyzwoitą sumę, zwłaszcza, że w opłatę było wliczone śniadanie (stół szwedzki: jaja, wędlina, bekon, dżem, miód, jogurty, kilka rodzajów pieczywa- całkiem niezłe). Warunki w hotelu- bardzo dobre, lokalizacja- sprzyjająca relaksowi, na zacisznym leśnym osiedlu- 20 minut do centrum Berlina. Bez mrugnięcia okiem polecam to miejsce.

Hotel Riverside am Tegel See.
 Zejście z tarasu (schody, schody, schody...;-)
Widok z naszego okna.
Śniadanie z widokiem na rzekę ;-)
Wyspani, wypoczęci, pełni energii następnego dnia rano wyruszyliśmy na podbój... Poczdamu bo pierwszym celem naszej wycieczki był Poczdam właśnie. Jak dla mnie Poczdam kojarzył się dotychczas z konferencją, kończącą II wojnę światową, a w rzeczywistości Poczdam jest pięknym miastem pełnym historycznych miejsc, zabytków i uroczych zakątków z przepięknym zespołem parkowo- pałacowym Sanssouci włącznie.
Centrum miasta obejrzeliśmy z "pokładu" wozu zaprzężonego w parę jabłkowitych koni. Maleństwo- szczęściara towarzyszyła woźnicy na koźle :-)
Trasa naszej wycieczki bryczką.
Jedziemy...a Maleństwo na koźle jest tu...gdzie strzałka wskazuje ;-)
A tu przerwa na popas ;-) i nasze szczęśliwe dziecię.
...i jeszcze raz z konikami.
Oczywiście wycieczka bryczką byłaby bardziej udana...gdybyśmy język niemiecki znali. Pani z plejbeku nawijała jak szalona- a my... jak na tureckim kazaniu ;-), ale nic to... I tak fajnie było.

A oto co udało nam się zobaczyć podczas przejażdżki:
Ruszyliśmy spod starego wiatraka...
...następnie minęliśmy dziedziniec Pałacu Sanssouci...
...i Ruinenberg- wzniesienie w Parku Sanssouci, gdzie w XVIII wieku z inicjatywy Fryderyha II Wielkiego, wybudowano zbiornik wodny mający zasilać pałacowe fontanny. Zbiornik został otoczony ruinami w stylu antycznym- mało widocznymi na zdjęciu...
Potem minęliśmy poczdamską Bramę Branderburską, której zdjęcie nie wyszło :-( i meczet, który...nie jest meczetem...ale wodociągiem...
...Przy Neues Palais (Nowym Pałac) mieliśmy piętnastominutową przerwę, którą wykorzystaliśmy na krótki spacer...

Następnie mijaliśmy Uniwersytet Poczdamski...
...i oranżerię...
...i tak się nasza przejażdżka zakończyła :-)

A potem podążyliśmy do Pałacu Sanssouci - XVIII wiecznej letniej rezydencji króla Prus Fryderyka II Wielkiego. ...


Cóż mogę powiedzieć o Pałacu i Parku Sanssouci...Majstersztyk... Dzieło sztuki... Jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam...

I właściwie na tym nasz dzień mógłby się skończyć....ale się nie skończył ponieważ postanowiliśmy udać się do...

No właśnie...w zupełnie inne klimaty...ale o tym już w najbliższym poście :-)

Pozdrawiam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz