Translate

niedziela, 14 września 2014

Wakacyjny pamiętnik. Hallstatt.

Już w zeszłym roku mój małżonek- zwany Miśkiem- znalazł informacje, dotyczące pewnego alpejskiego miasteczka, które podobno jest tak malownicze, że przyjeżdżający tam z wycieczką Chińczycy zdecydowali się zbudować jego kopię (czyli podróbkę) w Chińskiej Republice Ludowej - co też uczynili nie pytając Austriaków o zdanie (jak to zwykle z podróbkami bywa). Jak się można było spodziewać Austriaków ten fakt niesamowicie oburzył.
Misiek natychmiast zapragnął zobaczyć to miejsce. To miasteczko nazywa Hallstatt i położone jest w dolinie w Alpach Salzburskich.

Aby spełnić marzenie Miśka znaleźliśmy lokum w Gosau oddalonym zaledwie 15 km od  Hallstatt (w samym Hallstatt ceny były jak dla nas zbyt wysokie).

Poranek w Gosau powitał nas pochmurnym niebem i mżawką, co wcale nas nie zasmuciło. Marzyliśmy o takiej pogodzie "przypiekając się" w Rzymie :-)
Ani  brzydka pogoda, ani nisko schodzące chmury nie ujmowały uroku alpejskim krajobrazom.

Po śniadaniu, które serwowała nam przemiła Pani Gospodyni, mówiąca tylko po niemiecku ;-) wyruszyliśmy do Hallstatt.
Do miasteczka prowadzi wykuty w skale tunel, a właściwie sieć tuneli, bo można tu znaleźć również odnogę z parkingiem a nawet specjalną odnogę ze ścieżką rowerową.

Miasteczko rzeczywiście jest śliczne- nie dziwię się więc Chińczykom ;-). A propos mieszkańców CHRL to spotkaliśmy w  Hallstatt całe ich wycieczki- istna inwazja :-). Stwiedziliśmy z Miśkiem, że pewnie odwiedzają Hallstatt, żeby porównać oryginał z...podróbką.

Mejscowość, oprócz walorów widokowych, posiada również kilka bardzo interesujących atrakcji między innymi: starożytną kopalnię soli; cmentarzysko z epoki żelaza; punkt widokowy w formie platformy przykutej do skały, do którego dojeżdża się kolejką; kaplicę czaszek.

Kopalni soli nie zwiedziliśmy ponieważ: po pierwsze Misiek miałby z tym ogromne trudności, a po drugie z czegoś musieliśmy zrezygnować, aby zwiedzić coś, bo jak zwykle czasu za wiele nie mieliśmy ;-)

Zdecydowaliśmy się więc spojrzeć z góry na Hallstatt i okolicę i kolejką wjechaliśmy do platformy widokowej.
Maleństwo przy dolnej stacji kolejki
Kolejka widziana z dołu...
...i podczas jazdy czyli my w kolejce ;-)
...A tam... widoki zapierające dech w piersiach... Kocham góry, a to co zobaczyłam w Hallstatt jeszcze bardziej mnie w tej miłości utwierdziło.

"Ilekroć mam możność udać się w góry i podziwiać górskie krajobrazy, dziękuję Bogu za majestat i piękno stworzonego świata. Dziękuję Mu za Jego własne piękno, którego wszechświat jest jakby odblaskiem, zdolnym zachwycić wrażliwe umysły i pobudzić je do uwielbienia Bożej wielkości. W górach znajdujemy nie tylko wspaniałe widoki, które można podziwiać, ale niejako szkołę życia. Uczymy się tutaj znosić trudy w dążeniu do celu, pomagać sobie wzajemnie w trudnych chwilach, razem cieszyć się ciszą, uznawać własną małość w obliczu majestatu i dostojeństwa gór." 
                                                                                                   Jan Paweł II

Chcieliśmy również odbyć rejs po jeziorze Halsztackim, ale z powodu załamania pogody rejsy po południu odwołano.
A pogoda rzeczywiście się popsuła i ciemne chmury zakryły Alpy. W cetrum Hallstatt miał się odbyć w tym dniu wieczorny koncert regionalnego zespołu, który niestety z powodu zapowiadającej się ulewy został odwołany :-(
Czekając na rejs (który odwołano) karmimy łąbędzie.
Mimo tak fatalnej prognozy pogody nie zrezygnowaliśmy z dalszego zwiedzania.
Ciemne chmury zebrały się nad miastem...
Rynek w Hallstatt- tutaj miał odbyć się koncert.
Wiele budynków mieszkalnych zbudowano na stromej skale.
Wokół niewielkiego rynku- centrum miasta- wybudowano wiele stylowych kamieniczek, które głównie pełnią role handlowo- usługowe oraz hotelowe. Wiele domostw zostało zbudowanych na stromym zboczu wzniesieniu warstwowo. Do każdgo "piętra" prowadzą schody. Każde "piętro" posiada również swoją własną wąską uliczkę. Pokonać te wszystkie schodki, zakrętu i stromizny to nie lada wyzwanie ;-)
A taka wspinaczka czekała i nas.
Postanowiliśmy obejrzeć kaplicę czaszek, która znajduje się  przy małym kościółku parafialnym usytuowanym- a jakże- na wzgórzu :-)
Powoli schodkami, stopień za stopniem, w strugach deszczu (na szczęście zaopatrzeni w kurtki), podążaliśmy w kierunku kościółka.
Minęła nas rodzinka z dziećmi, potem druga, cała wycieczka turystów z zaprzyjaźnione CHRL ;-), a my własnym tempem powolutku, noga za nogą.
W końcu cel został osiągnięty ;-).

Wejście do kościoła.
Wnętrze kaplicy czaszek.
Kaplica czaszek została stworzona z powodu... braku miejsca na parafialnym, przylegającym do kościoła cmentarzyku, który jest usytuowany na... półce skalnej.  Jeszcze w średniowieczu zdecydowano, iż z powodu limitu miejsc, należy zrezygnować z dyżych grobów rodzinnych. Trumny były wkładane do grobów pionowo (kremacja- dzięki której zaoszczędzonoby miejsca, była w tamtych czasach zakazana). W końcy w XVIII wieku zdecydowano, że prawo do korzystania grobowca będzie przysługiwało...przez 10 lat. Po tym okresie zwłoki były ekshumowane, aby zwolnić miejsce kolejnym zmarłym.

Czaszki i koście z grobowca suszono i składano w cmentarnej kaplicy. Z czasem uznano, że skoro kości zostało pozbawione grobowca, który możnaby udekorować kwiatami- należałoby je w jakiś inny sposób ozdobić...oznaczyć... Zaczęto więc...  malować czaszki. Na czaszkach kobiecych malowano wieńce z kwiatów na męskich wieńce z liści. Najczęściej wykorzystywane motywy to róża- symbolizowała miłość, bluszcz- życie, dąb- sława i chwała, liść laurowy zwycięstwo.

Na czaszkach pisano również informacje dotyczące imienia i nazwiska, daty narodzin i śmierci, często wykonywanego zawodu.
Dzisiaj, wraz z rozpowszechnieniem się kremacji rzadko korzysta się z tej formy pochówku- chyba, że osoba zmarła wyraźnie zaznaczy chęć w  testamencie, jednak ostatnia malowana czaszka pochodzi z lat 80-tych XX wieku- czyli chętnych brak.

Ostatnia czaszka należała do kobiety zmarłej w 1983r., a jej czaszka została złożona w kaplicy w roku 1995. Czaszka leży na środku ołtarza. Łatwo ją rozpoznać z powodu zachowanego złotego zęba oraz charaktyrystycznego malunku- czarnego węża- symbolu grzechu i śmierci oraz Adama i Ewy. Czaszki po bokach, które leżą na księgach należały do duchownych
W sumie w kaplicy zgromadzono 1200 czaszek.

Ostatni rzut oka na Hallstatt...
 ...i już pędzimy dalej. Następny przystanek- dom rodzinny :-)

Pozdrawiam.

6 komentarzy:

  1. I niestety nadal brak komentarzy a opowieści nie z tej ziemi. Dzięki widokom Hallstatt nawet ci co gór nie lubią mogą je pokochać, rzeczywiście zapiera dech w piersiach. Jestem pod wrażeniem, cudnie Pozdrawiam i całuję gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Sister ma, że chociaż Ty coś miłego od czasu do czasu napiszesz. Ludzie tu zaglądają, ale komentarza jakoś zostawić nikt nie chce :-(. Trudno...jakoś to przeżyję. Cieszę się, że Ci się podobało :-) Pozdrowionka cieplutkie :-*

      Usuń
  2. A ja komentarz zostawię :-) Jestem pod wrażeniem i miasteczka, które tak ciekawie opisujesz i niesamowitych zdjęć. Też uwielbiam góry i już zaznaczyłam sobie na mapie, by przy najbliższej okazji odwiedzić Hallstatt. Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejny post. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agnieszko za komentarz :-) i ciepłe słowa. Hallstatt jest naprawdę piękny i żadne zdjęcie nie jest w stanie odzwierciedlić jego uroku. To trzeba zobaczyć. Pozdrawiam gorąco.

      Usuń
  3. Pani Agnieszko, w sumie były najpierw zdjęcia później trafiłem na Pani blog z którego nie kryję skorzystałem jak z wartościowego przewodnika. W Hallstatt będę za 2 tygodnie i dzięki Pani mam już w głowie jak spędzę tam dzień.
    Dziękuję i pozdrawiam, m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi bardzo :-) Cieszę się, że mogłam pomóc. Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego pobytu w Hallstatt :-)

      Usuń