Pierwszy dzień naszego pobytu spędziliśmy pod znakiem lenistwa. Rano popędziłam do pobliskiego sklepiku i zakupiłam masę włoskich wiktuałów.
Czy pisałam już jak uwielbiam włoskie jedzenie??? ;-) Wiem... wiem... pisałam, ale powtórzyć raz jeszcze muszę. Ach...te przepyszne, rozpływające się w ustach sery, wspaniałe długodojrzewające szyneczki, te delikatne, sprężyste focaccie... hhhmmmm... Takie rzeczy tylko w Italii ;-).
Zasiedliśmy na naszym patio, co okazało się niezbyt trafnym pomysłem. Nie mieliśmy poprostu świadomości jaki żar leje się z nieba. Nasz apartament na parterze dwukondygnacyjnego domu, dawał przyjemny chłód- w związku z tym wydawało nam się, że na zewnątrz nie jest aż tak gorąco...A było chyba ze 35 stopni :-/.
|
Wejście do naszego apartamentu |
Resztę dnia spędziliśmy odpoczywając po naszej podróży i dopiero wieczorem zdecydowaliśmy się na zwiedzenie niedalekiej okolicy. Wybraliśmy się nad Lago di
Bracciono- jezioro wulkaniczne powstałe w kraterach wygasłych wulkanów. Bracciano (tę samą nazwę nosi również miejscowość nad jeziorem) położone jest w górach Sabatini. Woda jest krystalicznie czysta, ale dno jest ciemne jak magma i nieco kamieniste. Nie przeszkadzało nam to i z przyjemnością popływałyśmy i powygłupiałyśmy się z Maleństwem.
Mimo, że pora była dość wczesna- bo około 18:00- plażowiczów już nie było, a pobliskie kramiki i wypożyczalnie sprzętu wodnego właśnie się zamykały. Byłyśmy jedynymi kąpiącymi się osobami, mało tego byliśmy jedynymi osobami na plaży na przestrzeni kilku kilometrów.
|
Lago di Bracciano |
|
Kamieniste, ciemne dno Lago di Bracciano |
Miejscowość Bracciano to niewielkie, urocze miasteczko położone na wzgórzu nad jeziorem, słynące ze średniowiecznego zamku Orsini- Odescalchi. W tym zamku organizowali przyjęcie weselne między innymi Tom Cruise z Katie Holmes i Eros Ramazzotti z...kolejną ze swoich żon ;-).
|
Castello Orsini- Odescalchi. |
|
Zamek widziany znad jeziora |
|
Lawendowy sklepik w ulubionym kolorzee Maleństwa ;-) |
|
Urocze wąskie uliczki Bracciano. |
Do bazy (czyli domu Gabrielli) dotarliśmy kiedy było już całkiem ciemno. W furtce powitał nas Zeus- pies właścicielki, który mimo swej potężnej postury jest niebywale łagodny. Szczególnie Maleństwo zaprzyjażniło się z Zeusem. Ku mojemu przerażeniu lizał ją po twarzy i dawał się ugniatać, przytulać i czesać szczotką...
|
Zeus |
Na następny dzień zaplanowaliśmy pierwszy wyjazd do Rzymu i zwiedzanie Koloseum. I o tym właśnie będzie w następnym poście :-)
Pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz