Translate

piątek, 22 sierpnia 2014

Wakacyjny pamiętnik. Rzymskie wakacje. Lago di Bracciano.

Pierwszy dzień naszego pobytu spędziliśmy pod znakiem lenistwa. Rano popędziłam do pobliskiego sklepiku i zakupiłam masę włoskich wiktuałów.

Czy pisałam już jak uwielbiam włoskie jedzenie??? ;-) Wiem... wiem... pisałam, ale powtórzyć raz jeszcze muszę. Ach...te przepyszne, rozpływające się w ustach sery, wspaniałe długodojrzewające szyneczki, te delikatne, sprężyste focaccie... hhhmmmm...  Takie rzeczy tylko w Italii ;-).

Zasiedliśmy na naszym patio, co okazało się niezbyt trafnym pomysłem. Nie mieliśmy poprostu świadomości jaki żar leje się z nieba. Nasz apartament na parterze dwukondygnacyjnego domu, dawał przyjemny chłód- w związku z tym wydawało nam się, że na zewnątrz nie jest aż tak gorąco...A było chyba ze 35 stopni :-/.

Wejście do naszego apartamentu
Resztę dnia spędziliśmy odpoczywając po naszej podróży i dopiero wieczorem zdecydowaliśmy się na zwiedzenie niedalekiej okolicy. Wybraliśmy się nad Lago di Bracciono- jezioro wulkaniczne powstałe w kraterach wygasłych wulkanów. Bracciano (tę samą nazwę nosi również miejscowość nad jeziorem) położone jest w górach Sabatini. Woda jest krystalicznie czysta, ale dno jest ciemne jak magma i nieco kamieniste. Nie przeszkadzało nam to i z przyjemnością popływałyśmy i powygłupiałyśmy się z Maleństwem.

Mimo, że pora była dość wczesna- bo około 18:00- plażowiczów już nie było, a pobliskie kramiki i wypożyczalnie sprzętu wodnego właśnie się zamykały. Byłyśmy jedynymi kąpiącymi się osobami, mało tego byliśmy jedynymi osobami na plaży na przestrzeni kilku kilometrów.

Lago di Bracciano
Kamieniste, ciemne dno Lago di Bracciano
Miejscowość Bracciano to niewielkie, urocze miasteczko położone na wzgórzu nad jeziorem, słynące ze średniowiecznego zamku Orsini- Odescalchi. W tym zamku organizowali przyjęcie weselne między innymi Tom Cruise z Katie Holmes i Eros Ramazzotti z...kolejną ze swoich żon ;-).

Castello Orsini- Odescalchi.
Zamek widziany znad jeziora
Lawendowy sklepik w ulubionym kolorzee Maleństwa ;-)

Urocze wąskie uliczki Bracciano.
Do bazy (czyli domu Gabrielli) dotarliśmy kiedy było już całkiem ciemno. W furtce powitał nas Zeus- pies właścicielki, który mimo swej potężnej postury jest niebywale łagodny. Szczególnie Maleństwo zaprzyjażniło się z Zeusem. Ku mojemu przerażeniu lizał ją po twarzy i dawał się ugniatać, przytulać  i czesać szczotką...

Zeus
Na następny dzień zaplanowaliśmy pierwszy wyjazd do Rzymu i zwiedzanie Koloseum. I o tym właśnie będzie w następnym poście :-)

Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz