Translate

piątek, 20 września 2013

Dolny Śląsk- nie do opowiedzenia a do zobaczenia? cz. I

Taki slogan pada w reklamie społecznej nadawanej w TV, zachwalającej walory Dolnego Śląska. Czy rzeczywiście wszystko wygląda tak cudownie jak na klatkach filmu reklamowego? Czy niektóre z tych miejsc nie są przereklamowane, a niektóre nie do końca wykorzystują swój potencjał? Co mnie osobiście denerwuje jako turystę?
Bezsprzecznie- Dolny Śląsk jest krainą pełna interesujących miejsc i obiektów. W tym roku postanowiliśmy odwiedzić Karpacz i okolice.
Jestem wielką wielbicielką turystyki górskiej i dawno temu byłam dość aktywną górską wędrowniczką :-)
Dzisiaj w górach bywam, ale ze względu na taką a nie inną sytuację, generalnie nie wędruję cały dzień z plecakiem, nie delektuję się godzinami malowniczymi widokami, nie ryzykuję życia podążając niebezpiecznymi szlakami- po prostu stałam się odpowiedzialną, troskliwą, ostrożną matroną a może nawet starą dinozaurzycą. (dziecię moje niedawno spytało, czy gdy byłam dzieckiem to na ziemi żyły dinozaury- starość nie radość). Mogłabym podążyć sama- Maleństwo i Miśka zostawić gdzieś na dole. Ale to nie to samo co dawniej- beztroskie podążanie szlakiem- jestem wprost pewna, że całą moją wędrówkę rozmyślałabym o nich właśnie. Z resztą w tym roku wybrałam się na krótką wędrówkę z Kopy na Śnieżkę i przekonałam się, że to żadna frajda.  Wciąż patrzyłam na zegarek i nie byłam w stanie skupić się na niczym innym niż na myśleniu o bliskich mi osobach, które pozostały gdzieś tam- dodam, że pod czujnym okiem rodziców i dziadków. Cóż...taka ze mnie kwoka- jeśli sama nie trzymam ręki na pulsie myślę, że świat się wali. I w pewnym sensie mam rację, bo po godzinie mej nieobecności Maleństwo zaczęło tęsknić za mamą, a Misiek chciał wysyłać za mną ekipę ratunkową ;-)
Na kopę wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym. I tutaj wielki ukłon w stronę obsługi wyciągu.
Jak wiadomo Misiek składa się z dwóch części: z Miśka właściwego oraz z chodzika zwanego rolatorem. Jak wiadomo również Misiek właściwy jest nieco wolniejszy i nieco mniej wygimnastykowany niż przeciętny człowiek. I jak tu sobie poradzić z takim delikwentem dwuczęściowym na krzesełkowym wyciągu. Okazuje się, że można. Panowie z obsługi zatrzymali kolejkę na minutkę. W tym czasie na jednym krzesełku usadowili Miśka, a na drugim rolator. Na górze panowie wiedzieli już, które krzesełka są zajęte przez dwuczęściowego Miśka i wszystko odbyło się podobnie czyli zatrzymano kolejkę na minutkę, Misiek zszedł z krzesełka swoim miśkowym tempem  (a nie zeskoczył w biegu), a rolator został ściągnięty przez obsługę i oddany właścicielowi.

 
Z drogi śledzie Misiek jedzie ;-)



Podczas wjazdu i zjazdu wyciągiem naszym oczom ukazały się takie widoki jak powyżej. Już mi ślinka ciekła na samą myśl o tym co zobaczymy na górze, a tu:
 
Ups... Widoki kiepskie, chmury nisko, delikatna mżawka :-(. Wielka szkoda. Nie było uczty dla oczu. Mimo to udałam się wyżej, pozostawiając moich najbliższych w okolicach wyciągu.

Po drodze, aby zregenerować swoje siły, wstąpiłam do schroniska "Dom Śląski" gdzie zaopatrzyłam się w Grześki sztuk dwie. Trasa łatwa. Pod koniec nieco strome męczące podejście jednak bardziej mączący był...tłum turystów. Normalnie jak w godzinach szczytu na Marszałkowskiej. Zakochane pary, rodziny z gromadką dzieci, krzepcy emeryci, miłośnicy psów ze swoimi pupilami, panie w sandałkach i prawdziwi górscy turyści z pełnym ekwipunkiem. Do wyboru do koloru. Trasa porównywalna do tatrzańskiej, biegnącej nad Morskie Oko, tyle że nawierzchnia nie asfaltowa a kocie łby (tym bardziej dziwi fakt pań w sandałkach).
Tak więc weszłam, nic ciekawego nie zobaczyłam :-( i kurcgalopem popędziłam do wyciągu gdzie oczekiwali na mnie stęsknieni i ze łzami w oczach Maleństwo z Miśkiem (teściowie też czekali bo nie mieli wyjścia ;-).


Pięknym i jednym z najbardziej znanych obiektów w Karpaczu jest kościół Wang, przywieziony z Norwegii w XIXw. (zbudowany na przełomie XII i XIIIw.). Jest uważany za najstarszy kościół drewniany w Polsce.
Do kościoła wiedzie stroma wyboista droga z zakazem wjazdu dla samochodów prywatnych. Niestety musiałam złamać przepisy. Jakoś nikt nie pomyślał o osobach, które nie są w stanie wspiąć się aby również móc podziwiać tę piękną świątynię. Samochód ledwo pokonał tę stromiznę, więc nie wyobrażam sobie jak to podejście miałby pokonać Misiek. No cóż...tutaj się nie popisano.
Tak więc jak już wspomniałam złamałam przepisy i wciągnęłam naszą biedną cytrynkę pod górkę. Zaparkowałam na parkingu hotelu "Tarasy Wang". Oczywiście wcześniej spytałam o pozwolenie bardzo miłą panią recepcjonistkę, wyjaśniając naszą sytuację. Z hotelowego parkingu do świątyni pozostało nam kilkadziesiąt metrów, które Misiek pokonał bez problemu. Ja oczywiście jako jedyna amatorka oscypków w tej grupie (reszta jakieś obrzydliwe skojarzenia ma nie wiedzieć czemu) delektowałam się cudnym smakiem grillowanego serka z konfiturą żurawinową. Mniam, mniam...
Świątynia Wang w swym kształcie ma przypominać łódź wikingów. Cóż...po długim namyśle, obejściu dookoła stwierdzam, że rzeczywiście można dojrzeć w niej pewne cechy łodzi.

Bez wątpienia Świątynia Wang jest dziełem sztuki i miejscem, którego nie można pominąć odwiedzając okolice Karpacza.

Widok  sprzed kościoła Wang.


Karpacz jako miasto mogłabym porównać do Zakopanego choć nieco mniejsze i może też mniej oblegane. W centrum deptak (takie mini Krupówki), straganiki, oscypki, ciupagi i góralskie kapelusze. A jako że tego typu klimaty jakoś nas nie kręcą (wolimy góralski folklor niż góralsko- chińską tandetę)- w centrum byliśmy tylko raz.
Czego nie polecam w Karpaczu? Boże uchowaj od kwaterowania w tzw. Hotelu Chrobry. Na samo wspomnienie mdli mnie i targają nerwy. Nie chce mi się nawet opisywać i wracać wspomnieniami do tego miejsca. Jedno wam powiem- nie jestem paniusią z kupą szmalu i zdarzało mi się spać w różnych hotelach, hostelach, pensjonatach i kwaterach, takich ze średniej półki i takich z najniższej półki ale w życiu nie widziałam czegoś takiego jak Hotel Chrobry. Ja nie rozumiem kto w Karpaczu wydał pozwolenie na prowadzenie takiego czegoś... Brrrrrr....Normalnie mam dreszcze na myśl o tym miejscu.
Podsumowując-  Hotel Chrobry zakałą Karpacza jest.

Pozdrawiam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz